Gdzieś między postem pierwszym, a dziewiętnastym
zapomniałem uzewnętrznić się na tyle, by zdradzić nazwę zespołu, który cenię
najbardziej. Czasem nie było okazji, innym razem humoru, nie pomagała też
okrutna, wrodzona nieśmiałość. Dzięki temu jednak z ‘progresywnego’ nieśmiało
wiała woń tajemniczości. Trudno było przecież odczytać między historią Scorpionsów a papierosowymi przygodami zespołu Camel, co tak naprawdę
najchętniej gra w duszy i odtwarzaczu autora. Dziś czas symbolicznie przegonić
wszelki swąd. Za odpowiedź posłuży tytuł postu.
Postanowiłem jednak pokusić się o odrobinę oryginalności i
zamiast piać zachwyty nad Dark Side of the Moon przedstawić inne dzieło z
dyskografii Pink Floyd. Faktycznie, wybór nieco zalatuje hipsterią, ‘Obscured
by Clouds’ jest bowiem chyba nieznane przeciętnemu słuchaczowi PF. A szkoda. Bo
to kolejny, bardzo wartościowy album.