poniedziałek, 24 września 2012

Wyszukane #4 - 2112




Gdzie? Na leżącym gdzieś za domowym regałem, zupełnie zakurzonym albumem grupy Rush. To okrutne ze strony współlokatorów i natury, by takie cudo przede mną chować.

O co chodzi? Podwajamy stawkę. Po 10-minutowych ‘Maggot Brain’ i ‘Child in Time’ czas na ponad 20 minut wybitnej, rockowej muzyki. Dzieło Kanadyjczyków z Rush to nic innego jak kilka (7) umiejętnie połączonych ze sobą utworów, które dopiero w symbiozie osiągają zamierzony efekt. Cześć muzyków woli stworzyć album koncepcyjny, inni – zmieścić go w jednym utworze.

Geneza. Po niespecjalnym sukcesie komercyjnym albumu ‘Caress of Steel’ wytwórnia Mercury Records zażądała od Rush znaczącej zmiany muzycznego kierunku. Zamiast kilkunastominutowych prog rockowych utworów Geddy Lee wraz z kolegami mieliby przerzucić się na mainstreamowe granie. Muzyczny rynek zaczynał się powoli odwracać plecami od progresywnych grup, stawianie na nieco przystępniejszą masowemu odbiorcy muzykę miało być więc jedyną szansą na to, by porcelanowa świnka – skarbonka mogła ciągle tyć. Rush wysłuchali uwag, podkulili ogony, pokiwali z pokorą głową i zabrali się do pisania czegoś zupełnie odwrotnego do wymagań Mercury Records. Tak oto powstało wybitne, w pełni progresywne dzieło, które paradoksalnie zapewniło Kanadyjczykom z Rush zarówno komercyjny, jak i finansowy sukces i chyba dozgonną, sławę.


Idea. Podczas pisania ‘2112’ Neil Peart, perkusista i autor zdecydowanej większości tekstów, jakie śpiewał Geddy Lee miał być pod silnym wpływem opowiadania ‘Anthem’ niejakiej Ayn Rand. Krótka, 100-stronnicowa lektura w dużym skrócie przedstawiała wizję świata, gdzie indywidualność i kreatywność znaczą dla ludzi tyle, co dla nas obecnie dinozaury. Choć Peart z uporem podtrzymuje, że ‘Anthem’ nie miało żadnego wpływu na jego proces twórczy, a geniusz słów ‘2112’ zapewnia on wyłącznie własnej inwencji – jego niewinne kłamstwa odsłania fabuła utworu.

Fabuła, którą można określić mianem małego, muzycznego eposu. Gdzieś w tajemniczym Syrix, precyzyjnie sterowanym przez miejscową ‘Słoneczną Federację’ pewien chłopiec znajduję gitarę. To wbrew pozorom znalezisko porównywalne z kośćmi australopiteków, wszak zabawki ludzkiej rasy zniknęły wraz z ziemską planetą. Przekonany dotychczas o osobistym szczęściu bohater dopiero po kilku dźwiękach wydobytych z instrumentu zaczyna zdawać sobie sprawę, w jak okrutnej rzeczywistości żyje. To nieznośne uczucie zwielokrotnia wspomniana Federacja, kwitując cudowne znalezisko i jego odkrywcę krótkim ‘It's just a waste of time’.

Po głowie bohatera zaczynają krążyć myśli samobójcze. Na dodatek pod jego nosem pojawia się wyrocznia, która ze smutkiem ukazuje mu świat sprzed czasów panowania Federacji. Świat pełen ludzi kreatywnych i otwartych. Którzy tworzyć chcieli i tworzyć mogli. Chłopak wraca do jaskini, w której znalazł gitarę i mając wciąż przed oczami obraz osobistej utopii i mimo zapewnienia wyroczni o możliwym kontrataku ze strony wciąż żyjących resztek ‘starszej rasy’ - odbiera sobie życie. To jednak opowieść z happy endem. Niemiłosiernie hard rockowe granie Rush pod koniec utworu zwiastuje obiecaną wojnę. A słowa ‘Attention all Planets of the Solar Federation, we have assumed control’ sromotną klęskę ‘totalitarnej’ władzy.

Choć przez całe 20 minut wokalista grupy wyrzuca z siebie ilość słów znacznie wyższą od przeciętnej w rockowych utworach – Rush do albumu dołączyli jeszcze niewielką książeczkę. Kiedy zamiast głosu Geddy’ego Lee prym wiodą instrumenty – należy się nieco dokształcić przy pomocy wspomnianej lektury. Dzięki temu ta wyjątkowo klarowna historia stanie się jeszcze pełniejsza.

Dalsze losy. ‘2112’ stało się jednym z głównych winowajców połamanych plastikowych gitar. Obecność utworu w grach Guitar Hero: Warriors czy Rock Band 3 spędzała amatorom rockowego grania sen z powiek.

Dużo lepszą reputację utwór zyskał w fachowych pismach i serwisach. Portal AllMusic był zachwycony zdolnościami jasnowidzenia Neila Pearta, przedstawiając ‘2112’ jako wybitne muzycznie dzieło będące zarazem ‘chłodnym obrazem człowieczej przyszłości’. Natomiast redaktorzy Rolling Stone chyba nieco na wyrost umieścili cały album ‘2112’ na drugiej pozycji w kategorii najwybitniejszego progresywnego krążka w dziejach. Nie ujmując niczego tytułowemu utworowi, miejsce przed choćby DSotM Pink Floyd jest mocno przesadzone. Winę ponoszą za to jednak wyłącznie ustępujący ‘2112’ muzycznym poziomem albumowi towarzysze.

Co nie zmienia faktu, że jest to dla nich żadna ujma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz