piątek, 18 maja 2012

Szczyt hipokryzji



W nieokreślonym miejscu, w nieokreślonym czasie odbywało się osobliwe spotkanie.

- Ukraińcom się nie udało, a tu proszę – my możemy! – powitał zgromadzonych miejscowy duce. – Rozsiądźcie się wygodnie i korzystajcie z chwili wytchnienia, niech wam drzazgi w dupę wejdą.

- Mógłbym zabrać głos nim ta cała wspólnota złotych ust rozedrze swoje mordy? – nieśmiało wychyliła się z tłumu postać z krzyżem na szyi.

- A co Pan sobą reprezentuje?

- Czystość i miłosierdzie, jestem katolem.

- A, to proszę mówić. Szanuję każde mądre zdanie, więc spierdalaj.

- Chciałem tylko powołać tu zgromadzonych do czynów w imię dekalogu. A poza tym – jebać żydów.

- No, czuję że znajdujemy się we właściwym punkcie dyskusji, czas zmienić temat. Ktoś chętny, by coś mądrego powiedzieć?

- Ja mam pewne obiekcje – odezwał się upstrzony w narodowe barwy mężczyzna. – Jestem prawdziwym patriotą.

- Brzmi ciekawie – zachęcił duce.


- Ogólnie to lubię polski naród – nieśmiało zaczął mężczyzna. Po chwili jego czoło zmarszczyło się nieznośnie, piana zaczęła toczyć się z jego ust. – Tylko Ślązaków nie lubię, żadni z nich Polacy. I Kaszubi też, gnoje nawet w ojczystym języku się wysłowić nie potrafią. Łemkowie też nie wiem skąd się wzięli, to samo Ci inni emigranci. Ja lubię Polaków, ale tych z zagranicznymi korzeniami, to bym w rzece utopił. Tylko jakiejś na naszym terenie, co tylko przez nasz kraj płynie. Po co walczyliśmy o te ziemie wszystkie, skoro te zachodnie szmaty zdążyły nam w mig skazić wodę i całą inną naturę. Chociaż i nasi też się dołożyli, szmaty brudne. Bo ja lubię polski naród, tylko się tabuny idiotów nam w tej populacji trafiły. Większość to bym na krzesło elektryczne posadził. Polityków przede wszystkim. I lekarzy, bo zagranicę chcą uciekać. Inżynierów też zgwałcić i zrabować, bo z niepolskich materiałów korzystają. I prawników też z ich łacińskimi gadkami wywieźć za Odrę. Ale generalnie przepadam za Polakami. Jestem patriotą, tak. Tylko że się w kurewskim kraju urodziłem.

- Mądre słowa, ale trochę bez sensu. Idiotycznie Pan to ujął wszystko. – głos zabrała kolejna postać, tym razem z pacyfą u szyi.

- Pan z Mercedesa? – zainteresował się duce.

- Nie, jestem pacyfistą.

- Już się zmartwiłem, prawdę mówiąc. Bo ja nie znoszę samochodów. Pali to tylko paliwo i środowisko zanieczyszcza. Już lepiej od razu lasy puścić z dymem, a do morza naszczać. Ja tylko czasem muszę odpalić wóz, jak do pracy jadę. Czasem może, na wycieczkę się jeszcze samochodem wybiorę, no bo jak – iść pieszo? Różnie to bywa, 2 godziny, zdarza się i 10. Jeżdżę Hummerem H2, w garażu mam jeszcze dwa inne. Ile ten Hummer pali? A z 20 litrów na 100 km. Ale smrodu spalin nie znoszę. Przez zanieczyszczenia naturalnie.

- Dobrze, że Pan już skończył, bo mało brakowało, bym Panu nie wpierdolił – wrócił do dyskusji pacyfista. – Ja generalnie pokojowe rozwiązania preferuję, przemocy nie cierpię, brzydzę się walką. Tylko czasem, jak mnie ktoś mocno wkurwi – nie zawaham się usadowić pięści w jego twarzy. Niestety, ludzie z natury są wkurwiający. Więc wszystkich ich najchętniej bym wybił i zakopał.

- Poczułem mięso w pańskich słowach, pozwolę się wtrącić. – wstała chuderlawa, wątła postać.

- Wyglądasz mój drogi nieciekawie, przedstaw się uprzejmie. – rzekł duce. – Na ogół o cechach fizjonomicznych się nie wypowiadam – przecież nie wypada. No, chyba że widzę taki dramat, jak Ty, mój drogi. Skąd Cię przywieźli?

- Jestem wegetarianinem. – pokornie odparła postać.

- To wiele wyjaśnia, proszę kontynuować, bo mam w dupie pańskie zdanie.

- Chciałem tylko spytać się tu zgromadzonych: jak można jeść zwierzęce mięso? Zresztą, żadna to różnica – czy zwierzęce, czy ludzkie, to odrażające i niehumanitarne. Żyje sobie taka krowa, dziubie grzecznie trawę, nawet muchy nie wkurwiają jej tak, jak zazwyczaj. I nagle przychodzi jej PAN, właściciel i zaciąga do rzeźnika. Zwierze myśli sobie: pewnie mnie umyją, uczeszą, nakarmią, napoją, wypieszczą, pocałują, pogłaszczą. A on co? Bierze tasak w swoje obsmarowane krwią i resztkami wołowiny łapska i zarzyna krowę. Albo świnię, dzika, konia – cokolwiek.

- A Pan to schabowego w domu nie tknie, prawda? – zainteresował się pacyfista. – Nic tylko na pień takiego posadzić i siekierą przebić.

- No chyba Pana popierdoliło, przecież powiedziałem. – kości wegetarianina zaczęły się wyginać we wszystkie strony. – Jadłbym takiego schabowego i widziałbym tego ohydnego, osranego, biednego wieprza, to niszczy apetyt. No może, jak matka usmaży i będzie z nim jechała 400 km do mnie, to zjem - nie wypada nie tknąć, za te wszystkie ciężkie lata. No i może jak żona zrobi, a ja z pracy zmęczony wracam, to też nie pogardzę. A że robi schabowe dzieciom co tydzień? Moi drodzy, co ja na to poradzę.

- Czuję, że się rozumiemy. – odpowiedział mu kolejny niezidentyfikowany mężczyzna. – Ja chciałem wtrącić do dyskusji nieco muzyki.

- A z kim mamy przyjemność wymieniać poglądy? – zainteresował się duce.

- Nazywam się Skrillex.

- To nam w zupełności wystarczy, kto następny?

- Skoro dość nieudolnie obiliśmy się o temat muzyki, ja chciałbym coś dodać. – wyłoniła się ubrana w czarny podkoszulek postać, z parą bransoletek z pienzkami na obydwu rękach i łańcuchem od roweru u boku szarawych rurek. – Jestem kindermetalem i uważam, że moja ociekająca satanizmem dusza ma prawo ekspresji. Lubię ciężkie brzmienia i szatańskie teksty. Bodaj moim ulubionym jest In The End Metalliki. Fantastyczna sprawa. Lżejszą muzyką się brzydzę, bo i po co to komu. Mam też plecak kostkę, nie ma na nim już choćby jednego miejsca na dodatkowe naszywki. Wspomniana Metallica, Korn czy Linkin Park to jedynie wierzchołek szatańskiej góry lodowej. Czy znam rock progresywny? Te muzyczne dinozaury powinny, jak każde inne – natychmiast wyginąć. Behemoth, Marduk, Deathspell Omega? Miałem kiedyś koszulkę z ich logiem, to zespoły czy firmy odzieżowe?

- Czuję się już zmęczony, dzisiejszy szczyt to porządna dawka obłudy. – ciężko westchnął duce. – Ktoś jeszcze chciałby coś dodać, bo wasze opinie wciąż mnie cholernie pierdolą?

- Ja, ja! – kobiecy pisk zainteresował całą widownię. – Jestem wierną kobietą, też domagam się głosu.

- Wierną komu, pozwolę sobie spytać? – wyrwał się katol. – W imię katolickich wartości przywołuję zagubione owce do lojalności wobec partnera. Sam staram się unikać skoków w bok, w homoseksualnym związku to zresztą nietrudne.

- Wierną własnemu partnerowi – kobieta nieznośnie zatrzepotała rzęsami. – To cud, że trafiły na siebie dwie tak idealnie dopasowane osoby, jest to dowód, że teoria o dwóch połówkach jabłka nie jest bujdą. Uzupełniamy się w każdym elemencie naszego współżycia, to cudowny facet i mąż, zrobiłby dla mnie, co tylko bym zechciała. Dogryzają mu ze wszystkich możliwych stron, że jest pantoflarzem, że wagon holenderskich kwiatów by mi na plecach przyniósł. A on nic. Tylko szepcze mi do ucha co wieczór to swoje rozczulające ‘kocham Cię’ i robi, co do niego należy. No, jednego wieczora nie szepnął ani słowa, nie miał okazji. Marek to cudowny mąż, ale potrzebowałam odmiany. Z jego najlepszym przyjacielem kochaliśmy się całą noc, bez ustanku. Że świństwo, kobieca nikczemność? A kto do ciężkiej cholery kazał im się tak zażyle przyjaźnić przez 30 lat życia?

- A moi drodzy zgromadzeni – zwrócił się do grupy cichy ostatnimi czasy prawdziwy patriota. – Gdzie miejsce na słynny slogan ‘czyny, nie słowa’?

Wszyscy jeszcze długo śmiali się do rozpuku.

2 komentarze:

  1. No,no ;>
    Ciekawe ujęcie tematu, z większością treści się zgadzam, zabrakło tylko jakiegoś morału, podsumowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teoretycznie miały nim być 3 ostatnie wersy, ale po prostu chciałem sobie zostawić otwartą małą furtkę do ew. kontynuacji :)

      Usuń