Gdzie? Na leżącym gdzieś za domowym regałem, zupełnie
zakurzonym albumem grupy Rush. To okrutne ze strony współlokatorów i natury, by
takie cudo przede mną chować.
O co chodzi? Podwajamy stawkę. Po 10-minutowych ‘Maggot Brain’ i ‘Child in Time’ czas na ponad 20 minut wybitnej, rockowej muzyki.
Dzieło Kanadyjczyków z Rush to nic innego jak kilka (7) umiejętnie połączonych
ze sobą utworów, które dopiero w symbiozie osiągają zamierzony efekt. Cześć
muzyków woli stworzyć album koncepcyjny, inni – zmieścić go w jednym utworze.
Geneza. Po niespecjalnym sukcesie komercyjnym albumu ‘Caress of Steel’
wytwórnia Mercury Records zażądała od Rush znaczącej zmiany muzycznego
kierunku. Zamiast kilkunastominutowych prog rockowych utworów Geddy Lee wraz z
kolegami mieliby przerzucić się na mainstreamowe granie. Muzyczny rynek
zaczynał się powoli odwracać plecami od progresywnych grup, stawianie na nieco
przystępniejszą masowemu odbiorcy muzykę miało być więc jedyną szansą na to, by
porcelanowa świnka – skarbonka mogła ciągle tyć. Rush wysłuchali uwag,
podkulili ogony, pokiwali z pokorą głową i zabrali się do pisania czegoś
zupełnie odwrotnego do wymagań Mercury Records. Tak oto powstało wybitne, w
pełni progresywne dzieło, które paradoksalnie zapewniło Kanadyjczykom z Rush
zarówno komercyjny, jak i finansowy sukces i chyba dozgonną, sławę.