czwartek, 10 maja 2012

Muzyczne kameleony

‘Ludzi o bardzo zmiennych poglądach powszechnie nazywa się kameleonami. [...] w tych niewielkich zwierzętach z rodziny jaszczurkowatych dostrzegamy spryt, przebiegłość, ale i również zwykłą, człowieczą fałszywość, z którą spotykamy się na co dzień. A przecież po ujrzeniu pierwszego przedstawiciela gatunku, Grecy tak ładnie go nazwali. Chamailéōn, w dosłownym tłumaczeniu oznacza bowiem „lwa na ziemi”.
Jakże musieli być oni jednak zmęczeni opracowywaniem teorii geocentrycznej i wzoru siły wyporu, że tak zmylili światową ludność. Bowiem co wspólnego mają ze sobą te dwa gatunki? Jeden, dla własnego bezpieczeństwa „kuli ogon” i zmienia barwę zarówno całego ciała, by pozostać niezauważonym. Drugiemu przeszkadza w tym ogromne cielsko i brak komórek barwnikowych. Kto ma większe szanse na przeżycie? [...] Powiedzenie „lew zwycięży, ale kameleon przetrwa” jest niestety bardzo zgodne z otaczającą nas rzeczywistością. 
Za narzekanie nie zostaniemy jednak przez nikogo nagrodzeni, dlatego warto wybrać się na osobistą spowiedź i zastanowić, czy i my nie jesteśmy kolejnym kameleonem. [...]Ciężko uznać przyjście do nowej szkoły i chęć wkupienia się do nowo poznawanej grupy, jako lawiranctwo i fałszywość. Podobnie jest z rozmową z osobą płci przeciwnej, na której nam zależy. Tu sytuację usprawiedliwia fakt, że krew zamiast do mózgu intensywniej płynie do innych narządów i ciężko jest w tym momencie myśleć o zachowaniu własnego zdania. To jednak normalne, wpisane w ludzką naturę i ciężko obwiniać o to zarówno samego siebie, jak i drugą osobę. 
[...]Trwanie przy własnym zdaniu może przysporzyć sporów, ale z niewielkiego doświadczenia wiem, że działa to także w drugą stronę. No, chyba że staniemy na przeciw człowieka o większym obwodzie bicepsa od naszej klatki piersiowej. Wtedy zmiana poglądów przyjdzie sama, bez względu na poziom naszej odwagi i głupoty zarazem. Kameleon bowiem siedzi w każdym z nas. On sam wyjdzie, kiedy zaistnieje taka potrzeba. Jeśli zaczniemy używać go bez powodu, będzie opuszczał miejsce swojego bytowania coraz częściej i częściej. Aż zginiemy w uzyskanych w ten sposób korzyściach, pozbawieni znajomych i ludzkiej godności.’

Powyższe wątpliwej jakości fragmenty jednego z gimnazjalnych wypracowań zgodziły się posłużyć autorowi jako wprowadzenie do kolejnego postu. Ponownie muzycznego, tym razem jednak z mocno życiowym tłem.


Choć o gustach wg powszechnie przyjętych zasad dyskutować nie należy, wojny między fanami odmiennych gatunków muzycznych trwają od niepamiętnych czasów. Choć mniej krwawe od wyznaniowych, dużo łagodniejsze od politycznych – bardzo intensywnie działają na mentalność (przede wszystkim) nastolatków. I nie chodzi o ustawiczne próby ortodoksyjnych fanów metalu, by wyplenić całe ‘indie-pop-rockowe gówno’. O walce punków w imię usunięcia z muzycznej sceny ‘dinozaurów progresywnego rocka’ nie wspominając. To w pełni zrozumiałe (z punktu widzenia ‘wyznawców’ powyższych gatunków) działania. Problem powstaje wtedy, gdy ofiarą staje się nie identyfikujący się z żadną z subkultur, przeciętny osobnik.

Podobnie bowiem, jak palenie papierosów, czy określony styl ubierania się, otoczenie z powodzeniem potrafi wymusić również zmianę muzycznych upodobań. Kiedy na siłę staramy się wejść w konkretne towarzystwo, lub w ‘dźwięczny sposób’ spoufalić się z osobą płci przeciwnej, trudno jest nam zachować własne upodobania. I jeszcze pół biedy, jeśli był nimi radiowy popik w połączeniu z pseudorockiem. Gorzej jeśli porzucamy wartościową muzykę na rzecz akceptacji w towarzystwie pełnym fanów wszechobecnych ‘klubowych’ rytmów, czy wyjątkowo nietrawionego przez autora punku.

I zdaje on sobie sprawę, że jest w tym miejscu wyjątkowo niekonsekwentny. Trudno jednak o pozytywne myślenie i emocje, gdy do uszu dobiegają dźwięki, których wyjątkowo nie znosimy. Autorowi byłoby chyba łatwiej zmienić towarzystwo niż muzyczną estetykę. Jeśli bowiem ktoś nie szuka w tym, co wydobywa się z jego głośników przekazu, wrażliwości czy emocji – słuchanie poezji śpiewanej mu nie pomoże. Podobnie w drugą stronę – rytmy klubowej muzyki nie złagodzą naszych muzycznych wymagań. Chyba. Tak myślę. Wierzę w to. Naprawdę w to wierzę.


Tolerancja muzyczna kończy się tam, gdzie zaczynają się stwierdzenia typu ‘to jedyna, prawdziwa, słuszna, właściwa muzyka której wszyscy powinni słuchać’. Również niespecjalnie trafione określanie tego, co gra dany zespół prowadzi do konfliktów. Bo jak tu siedzieć spokojnie, gdy w jednym, rockowym rzędzie stawiani są Guns N’ Roses i Nickelback?

Natomiast wszelkie wyścigi o palmę pierwszeństwa wśród gatunków, od popu, przez techno, na metalu kończąc zabijają oryginalność. Dlatego ograniczmy się jedynie do proponowania muzyki, nie jej wmuszania.

No, chyba że byłby nią progresywny rock.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz