Gdzie? To zaskakujące, ale gdzieś w czeluściach playlisty
OpenFM. Internetowe radio ostatnio bardziej przypomina blok reklamowy, ale o
dziwo udało się z niego wyłowić tytułowe cudo.
O co chodzi? 10 minut gry elektrycznej gitary w dłoniach
dość osobliwie ubranego murzyna z afro na głowie. Czyli to, co w latach 70 było
na porządku dziennym. Eddie Hazel potrafił jednak grać tak cudownie, że to
właśnie Maggot Brain wyłania się spośród dziesiątek tysięcy funk rockowych utworów.
A może blues rockowych? Może tych z kręgu progresywnego rocka?
Bo ciężko jest zdefiniować gatunek Maggot Brain,
przypisywanie funk rockowej łatki robi się chyba jedynie z urzędu (bo skoro
Funkadelic – to funk). A 10 – minutowe gitarowe solo Hazela przywołuje na myśl
właśnie bluesa i co lepiej przyswajalne progresywne utwory.
Geneza. Gdzieś w czeluściach gmachu amerykańskiej wytwórni
Westbound sesję nagrań zorganizowali sobie panowie z zespołu Funkadelic. Lider
grupy, George Clinton – zgodnie ze zwyczajem, miał wziąć pod język znaczek
nasączony LSD i rozłożyć się na scenie w oczekiwaniu na efekty. Te okazały się
nieco zaskakujące. Ale jakże istotne dla sztuki (znowu). Clinton widział przed
oczami Eddiego Hazela, gitarzystę Funkadelic grającego
na swoim Les Paulu podczas pogrzebu swojej matki. A grać miał ponoć nieziemsko.
Clinton zerwał się więc szybko z podłogi i poprosił Hazela o urzeczywistnienie swojej wizji. Eddie, również
mający za sobą przygodę z LSD wziął gitarę w dłoń i wg legendy przez 10 minut grał na niej tak, jakby narkotykowy sen kolegi wyewoluował w realne wydarzenia. Osłupieni członkowie Funkadelic mogli jedynie zatrzymać szumiący magnetofon szpulowy i z trudem ucałować taśmę, a potem również Hazela. Wystarczyło dołożyć skromną partię gitary basowej i perkusji – i gotowe. Dzieło, które zapisało Funkadelic w historii rocka prawdopodobnie na wieczność.
Clinton zerwał się więc szybko z podłogi i poprosił Hazela o urzeczywistnienie swojej wizji. Eddie, również
mający za sobą przygodę z LSD wziął gitarę w dłoń i wg legendy przez 10 minut grał na niej tak, jakby narkotykowy sen kolegi wyewoluował w realne wydarzenia. Osłupieni członkowie Funkadelic mogli jedynie zatrzymać szumiący magnetofon szpulowy i z trudem ucałować taśmę, a potem również Hazela. Wystarczyło dołożyć skromną partię gitary basowej i perkusji – i gotowe. Dzieło, które zapisało Funkadelic w historii rocka prawdopodobnie na wieczność.
Idea. Dość pokrętna. Tytuł miał pochodzić albo od
pseudonimu Eddiego Hazela, albo stanowi obraz tego, co ujrzał George Clinton po
odnalezieniu zwłok swojego zamordowanego brata. Tekst utworu również jest
daleki od oczywistego i ciężko jest go zinterpretować bez pomocy samego autora.
A biorąc pod uwagę, że Clinton swój proces twórczy zawdzięczał głównie mocy
tajemniczych znaczków spod języka – wersy o będącej w ciąży matce Ziemi
pozostają misterną zagadką. Co tylko dodaje Maggot Brain psychodelicznych
walorów.
Dalsze losy. Utwór był wielokrotnie coverowany, co ciekawe –
nawet przez Pearl Jam (podczas koncertu w Milwaukee, w połączeniu z
Little Wing – cudo). Geniusz Funkadelic znalazł sobie również stałe miejsce w
radiowych rozgłośniach, dzięki czemu na amerykańskim paśmie 100.7, przez 19
lat, punktualnie o godzinie 13.30, w niedzielę – zamiast ‘Anioł Pański’, w
głośnikach rozbrzmiewał właśnie ‘larwowy umysł’. Po krótkim rozbracie z
radioodbiornikami, w 1995 roku Maggot Brain powróciło na paśmie 98.5 i nim
wybije północ w każdy z sobotnich wieczorów – Hazel wywija na swoim Les Paulu
aż miło.
I to właśnie kolejny z powodów, by wyjechać za ocean.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz